W mojej pamięci został czerwony pick-up, farma z 200 krowami bez rogów i fourweelery... Pamiętam też jeżozwierze i oplątane w akcie miłości dwa grzechotniki. Moje cowgirlskie buty mam do tej pory w ciemnej piwnicy mojej małej polskiej kawalerki.
Pamiętam też mojego konia - two socks'a który był moim przyjacielem każdego dnia. Potrafiłam na nim jadąc spać.
Moje wspomnienia przepełnia też zapoczątkowana miłość do cross'ów i pola podziurawione przez pieski preriowe.
Latające dzikie indyki i noce pod gwiazdami.
Kocham galopowanie na polu pełnym "kół-siana" kiedy masz prawie zerową widoczność.
Co jeszcze pamiętam? To tam pokochałam shrimps i oliwki.
A reszta wspomnień zostanie we mnie i przeze mnie wyparta.
Czy dla tych wspomnień warto było oddać dzieciństwo? Czy dla rodeo show warto i meczu polo warto było zapomnieć o swoich korzeniach?
Czy chciałabym cofnąć czas?
Może i tak - ale czy warto?